Jerzmanowice-Przeginia
Spotkanie z historią Ziemi Krakowskiej - piechota łanowa [2]

W poprzednim numerze opisałem przyczyny powołania piechoty łanowej, jej umundurowanie i uzbrojenie, m.in. w muszkiety, oraz o powołaniu przedstawicieli tej formacji w naszym regionie. W ówczesnym ziemskim starostwie ojcowskim było takich czterech muszkieterów, po jednym z Bębła, Gotkowic, Jerzmanowic i Wielkiej Wsi. Może warto przypomnieć o wielkiej sławie francuskich muszkieterów według powieści Aleksandra Dumas „Les Trois Mousquetaires”  [Trzej Muszkieterowie], którymi byli: Atos, Portos i Aramis. Był jeszcze i czwarty – D'Aartagnan. Było pewne podobieństwo naszych muszkieterów do francuskich, a mianowicie oprócz uzbrojenia – również służba dla Jego Królewskiej Mości.

Wybrańcy byli powoływani na liczne wyprawy wojenne: stanowili załogę w Jassach, Kamieńcu Podolskim, Krakowie. Byli w Inflantach w czasie wojny ze Szwedami i Moskalami, walczyli u boku króla Jana III Sobieskiego podczas odsieczy wiedeńskiej. W czasie potopu szwedzkiego piechota łanowa broniła Krakowa pod komendą Stefana Czarneckiego. Po kapitulacji miasta, na mocy układu ze Szwedami, załoga z bronią i sztandarami opuszczała Kraków. Również piechota łanowa dowodzona przez płk. Andrzeja Gnoińskiego winna opuścić miasto i zgodnie z układem rozejść się do swoich domów. Jednak rota nie została rozformowana i w całości doszła do Korpusu Czarneckiego stacjonującego w okolicach Będzina i Siewierza.

Może teraz o historii wybraniectwa na naszym terenie. Bębło. Wybraniectwo w tej wsi królewskiej przez wiele lat pozostawało w posiadaniu uczciwych Zielonków. Lustracja z 1620 r. stwierdza, ze wybraniec „wychodzi czasu potrzeby na wojnę” i że w r. 1660 był w obozie pod Malborkiem. Niestety, nie wiele dokumentacji zachowało się na ten temat. W r. 1711 rewizorzy zanotowali: „Produkowano nam kilka przywilejów, jednak zgnojone, podarte i pozacierane, zaledwo jeden przeczytaliśmy króla Michała, gdzie konferuje Stanisława Zielonkę i Jana syna jego przy wybraniectwie we wsi Bembel ze wszystkimi przynależnościami, zwalnia od wszelkich podatków in genere […] nakazuje aby łan zupełny wymierzony, obliguje go do wyprawy [ …] dan w Krakowie 4 lipca  1668”.

W księgach pieczętnych kancelarii koronnej istnieje konfirmacja praw Zielonków do wybraniectwa w Bęble – przywilej Augusta II z 5 października 1697 r., natomiast w r. 1711 wybrańcy okazali lustratorom „listy świadeczne”, czyli „kwity” będące dowodem udziału w wyprawach wojennych wystawione przez rotmistrzów. Areał wybraniectwa w Bęble wynosił 5 i ½ pręta łanowego potwierdzony przez rewizorów. W 1765 r. wybraniectwo posiadali: Szymon Witek, Kazimierz Zawierucha i Jerzy Będkowski.

Według przywileju króla Stanisława Augusta a 22 listopada 1765 r. konfirmację praw do wybraniectwa posiada Jerzy Zielonka oraz Szymon i Walenty Witek, oraz ich spadkobiercy. W r. 1789 łan wybraniecki był w posesji Szymona Witka i jego zięcia Kazimierza Filipowicza, natomiast według spisu ludności w 1792 r. na wybraniectwie  wymieniono 35 letnią wdowę Mariannę Filipowiczową z dziećmi, synami Kazimierzem i Jakubem i córkami: Salomeą, Lucyną i Marianną.

Trzeci rozbiór i upadek niepodległości Polski  zakończył historię wybraniectwa. Zapraszam do poznania dziejów pozostałych wybraniectw w następnym numerze.

Zygmunt Krzystanek

 
Spotkanie z historią Ziemi Krakowskiej - piechota łanowa [1]

Król Stefan Batory nie mogąc pokonać stanowych przesądów szlachty, że jedyną odpowiednią dla niej formą służby wojskowej jest zaciężna jazda,  utworzył chłopska piechotę na wzór siedmiogrodzkiej, formację niezbędną w ówczesnej armii. W przededniu wojny moskiewskiej, 3 marca 1570 r. sejm podjął uchwałę: „abyśmy w Koronie i państwach naszych dostatek pieszych ludzi do potrzeb wojennych mieli”. Do starostów i dzierżawców królewszczyzn skierowano uniwersały, które stanowiły, że z każdych 20 łanów ma być wyprawiony jeden żołnierz „między innymi śmielszy, dostatniejszy i do potrzeby wojennej ochotniejszy …, nie luźne, ale osiadłe dziedzice”. Uchwała ta dotyczyła tylko dóbr królewskich, zamiar jej rozciągnięcia na dobra duchowne i szlacheckie nigdy nie został zrealizowany.

Piechota ta została nazwana wybraniecką, a później łanową. Wybraniec był wolny od pańszczyzny i podatków, a za jego łan powinności obciążały pozostałe 19 łanów. Sam wybraniec musiał natomiast pokryć koszty umundurowania i broni. Uzbrojony był w szablę, siekierę, rusznicę lub muszkiet i prochownicę. Nie używał zbroi ochronnych, był lekki, zwinny, zdolny również do prac saperskich. Musiał również zaopatrzyć się w żywność i stawiać się w wyznaczonym miejscu na własny koszt. Żołd w wysokości 2 zł. miesięcznie, później tylko 1 zł. przysługiwał wybrańcom tylko wówczas, gdy szli poza granicę swojego województwa pod dowództwo króla lub hetmana. W czasie pokoju, co było rzadkością, raz na kwartał szli na ćwiczenia we władaniu bronią, czyli tzw. „monstrowanie”, tak jak na wojnę, w „barwie obłoczystej”, czyli w mundurze błękitnym.

Rota województwa krakowskiego miała białe pętlice i biały proporzec z herbem króla. Uzupełnieniem ubioru jeszcze były żupany i delie. Rotmistrzów wojewódzkich początkowo mianował król, później wybierały ich sejmiki pośród posesjonatów, ale np. Batory powołał na rotmistrza wybranieckiego województwa krakowskiego  mieszczanina Łukasza Sernego. Na „monstrowaniu […] ukazał wybrańce swe, chłopy do boju godne i urodziwe” . Wybrańców, podobnie jak sołtysów, wójtów, przysięgłych z wyboru gromady, funkcjonariuszy zamkowych, młynarzy karczmarzy, bogatych kmieci – tytułowano „honestus”, czyli uczciwy, natomiast reszta stanu chłopskiego była w dokumentach tytułowana „laboriosus”, czyli pracowity.

Wybrańcy mieli licznych przeciwników, np. gromady, które przejmowały wszystkie obowiązki piechura, starostowie, którzy tracili wpływ na pełniących dożywotnio swe funkcje żołnierzy, ekonom już nie mógł ich zakuć w dyby, a leśniczy zabronić wstępu do lasu. Wdowa po poległym wybrańcu dziedziczyła ziemię, a na wyprawę wojenną wysyłała dorosłego syna lub krewnego. Przeciwnikami wybrańców była szlachta, która obawiała się uzbrojonych i wyćwiczonych chłopów, np. Łukasz Górnicki  w „Rozmowie o elekcji” pisze: „siła złego z tych wybrańców z czasem uróść może, gdy się wprawią w to rzemiosło, które nam – szlachcie – należy, bo wy siedzicie teraz doma, a oni walczą; z czasem u królów mogą być niż wy, drożsi”. W ziemskim starostwie ojcowskim powstały cztery wybraniectwa w królewskich wsiach: w Bęble, Gotkowicach, Jerzmanowicach i Wielkiej Wsi. Historia tych wybraniectw, ze szczególnym uwzględnieniem tego ostatniego , gdzie prawie przez dwa wieki aż do III rozbioru Polski ród Kozieniów był w posiadaniu tego wybraniectwa – będzie tematem następnego artykułu.  

Zygmunt Krzystanek

 
Wierszyna, wieś polska na Syberii

clipboard01

Wierszyna, polski kościół.

Wierszyna - polska wieś nad rzeką Idą, około 100 km. na północ od Irkucka, daleko na Syberii, oddalona od Polski o 6,5 tys. km. Założona została w 1911 r. przez Polaków przybyłych tu dobrowolnie z Małopolski i z Zagłębia. Ówczesny premier rządu carskiego Stołypin w celu zagospodarowania Syberii zachęcał do osadnictwa, udzielając bezzwrotnych kredytów na zagospodarowanie i zwalniając na długie lata z wszelkich podatków. Tam właśnie wyjechała grupa mieszkańców z Czubrowic.
W dniu Święta Niepodległości 11 listopada ubiegłego roku odwiedzili Wierszynę redaktorzy Polskieg Radia, którzy w godzinach rannych nadali z tej wsi reportaż w I Programie. Była  tam wypowiedź m. in. pani Ludmiły, która oświadczyła, że właśnie z książki Kazimierza Tomczyka p.t. "DZIEJE WSI CZUBROWICE" dowiedziała się o przyczynach wyjazdu jej przodków z Czubrowic, a przyczyna była jedna: skrajna nędza. Zaborcy ziem polskich ściągali podatki, ale  nie inwestowali na naszych ziemiach, przeznaczając je m.in. na budowę wspaniałości w Persburgu czy w Wiedniu. Mieszkańy tej wsi nie czują potrzeby powrotu do Polski, w przeciwieństwie do Polaków przymusowo zesłanych np. do Kazachstanu. Pani Ludmiła ukończyła studia na Uniwersytecie Gdańskim i po powrocie do Wierszyny uczy języka polskiego. Zygmunt Krzystanek.

 
Spotkanie z Historią Ziemi Krakowskiej - 600 lat temu pod Grunwaldem (artykuł archiwalny z 2010 r.)


Nasze pokolenie święci obecnie 600 lecie największej victorii w naszej historii: zwycięstwa pod Grunwaldem. Okazuje jednocześnie, że to wydarzenie ma ścisłe związki z naszym regionem, pomimo, że Grunwald jest oddalony o setki kilometrów, a to za sprawą starosty ojcowskiego. Starostwo ojcowskie powstało już za panowania króla Kazimierza Wielkiego, przez wydzielenie z posiadłości starostwa krakowskiego następujących wsi: Jerzmanowice, Gotkowice, Bębło, Wierzchowie, Zelków, Szklary, Wielka Wieś i Smardzowice, jako uposażenie zamku w Ojcowie. Po pierwszym staroście Janie z Korzkwi, następnym Hińczy z Rogowa i Piotrze Szafrańcu, starostą ojcowskim został Jan Mężyk od 1406 do 1437 r. Otóż król Władysław Jagiełło przywilejem z 20 marca 1406 r. dał swojemu rycerzowi Janowi Mężykowi herbu Wadwicz, najsłynniejszemu  przedstawicielowi rodu Wadwiczów 1000 grzywien zapisanych na zamku ojcowskim [ 1 grzywna = 48 groszy, 1 złoty polski = 30 groszy, 1 grosz = 18 denarów].

Po śmierci Mężyka król zobowiązał się wykupić zamek za taką kwotę z rąk spadkobierców. Dochody z posiadania tego starostwa były odpowiednikiem odsetek od przekazanego kapitału, których wówczas pobieranie było zabronione. Kim był Jan Mężyk ? Otóż był wybitną osobistością w otoczeniu króla. Od 1394 r. był łożnym królewskim, w latach 1403 – 34 sprawował urząd podczaszego i cześnika nadwornego. Był sekretarzem królewskim i zaufanym rycerzem do specjalnych poruczeń. Posiadał wszechstronne wykształcenie: oprócz łaciny znał język niemiecki i ruski. Z racji swoich zalet towarzyszył królowi w licznych podróżach. W r. 1429 sprawował poselstwa do króla rzymskiego i węgierskiego. Cztery lata później pośredniczył w układach z księstwami śląskimi, a w r. 1435 brał udział w układach króla z Krzyżakami w Brześciu, natomiast 1432 r. dowodził wojskami koronnymi w zwycięskiej bitwie z litewskim księciem Świdrygiełłą pod Kopestrzynem, dzięki temu wojska koronne zajęły Podole i Bracław. W tym samym  roku został wojewodą ruskim. Zmarł w r. 1437 i został pochowany w Wieluniu. Ojców nie mógł być jego stałą siedzibą ze względu na liczne obowiązki związane z działalnością na zamku królewskim. Również jego pierwsza żona Katarzyna miała poważne obowiązki jako wychowawczyni królewny Jadwigi, córki Władysława Jagiełły i Anny Cylejskiej. Warto wspomnieć o jej szczodrości, która w 1420 r. ofiarowała 200 grzywien na uposażenie mistrza Akademii Krakowskiej, który miał uczyć ubogich studentów gramatyki, retoryki, pisania listów i sporządzania dyplomów. Okazuje się jednak, że Jan Mężyk przeszedł do historii głównie dlatego, że uczestniczył w wyprawie grunwaldzkiej. Podczas bitwy rozegranej we wtorek 15 lipca 1410 r. wchodził w skład osobistej ochrony króla. Jak pisze Henryk Sienkiewicz w „Krzyżakach”: między rycerstwem najsilniejsi byli Jaśko Mężyk z Dąbrowy, prawdziwy olbrzym, postawą niemal Paszkowi z Biskupic równy, a siłą niewiele samemu Zawiszy Czarnemu ustępujący.” Ci „wybrani z tysiąców […] zaprzysięgli do ostatniej krwi króla bronić i od wszelkiej wojennej przygody go osłaniać.

Według Jana Długosza króla chronił oddział straży liczącej 60 kopii rycerskich. Najznaczniejszymi strażnikami królewskiej osoby byli również m. in. następujący rycerze: książę mazowiecki Siemowit, książę litewski Fieduszko, podkanclerzy, późniejszy arcybiskup Mikołaj z domu Trąba, Zbigniew z Oleśnicy, późniejszy biskup krakowski i kardynał. Przed bitwą król Władysław Jagiełło w kaplicy obozowej z wielkim nabożeństwem wysłuchał dwóch mszy odprawionych przez swych nadwornych kapłanów, plebana Bartosza z Kłobucka i Jarosława proboszcza kaliskiego. Na kolanach błagał Pana zastępów, aby mu zdarzył pomyślną walkę i rychłe nade nieprzyjacielem zwycięstwo. Nasz król nie miał pewności, czy jego modlitwy zostaną wysłuchane i czy zasłużył na takie zwycięstwo. Ciągle miał nadzieję, że dojdzie do zawarcia  sprawiedliwego pokoju, że uda się uniknąć rozlewu krwi. Gdy jednak stało się jasne, że bitwa jest nieunikniona, postanowiono, że król nie stanie w szyku bojowym, lecz z ustronnego miejsca, otoczony drużyną wybranych rycerzy, będzie dowodził walką. Ponadto, w różnych miejscowościach rozstawiono jak najszybsze konie, które miały ułatwić ucieczkę w razie niekorzystnego rozwoju wydarzeń. Jak bowiem pisze kronikarz jego samego [króla] ważono na dziesięć tysięcy rycerzy. Chcąc przynaglić króla do rozpoczęcia bitwy wielki mistrz krzyżacki Ulrich von Jungingen wysłał dwóch heroldów, jeden króla rzymskiego, a drugi księcia szczecińskiego. Ci oddawszy jako tako honory królowi przedstawiają treść swego poselstwa po niemiecku. Jan Mężyk  z niemieckiego na polski tak tłumaczył: Najjaśniejszy królu! Wielki mistrz pruski Ulryk posyła tobie i twojemu bratu przez nas tu obecnych posłów dwa miecze, ku pomocy, byś z nim i z jego wojskami mniej się ociągał i odważniej, niż to okazujesz, walczył, a także żebyś się dalej nie chował i pozostając dalej w lasach i gajach, nie odwlekał dalej walki. Jeśli zaś uważasz, że masz zbyt ciasną przestrzeń do rozwinięcia szeregów, mistrz pruski Ulryk, by cię przynęcić do walki ustąpi ci, jak daleko chcesz, z równiny, którą zajął swoim wojskiem, albo wreszcie wybierz jakiekolwiek pole bitwy, byś tylko dalej nie odwlekał walki.

Nie było to poselstwo pokojowe, na które ciągle król liczył. Doszło do bitwy, w której uczestniczyli przedstawiciele 22 narodów. Według Długosza legło w tej bitwie pięćdziesiąt tysięcy nieprzyjaciół, a czterdzieści tysięcy pojmano jeńców. Natomiast według raportu krzyżackiego sporządzonego dla papieża, w bitwie grunwaldzkiej poległo osiemnaście tysięcy żołnierzy krzyżackich. Tak czy owak, była to jedna z największych bitew ówczesnych czasów. Krzyżacy nie mieli żadnych wątpliwości w swoje zwycięstwo. W ich obozie czekało kilka wozów naładowanych samymi dybami i okowami […] do pętania Polaków.  Okazało się jednak, że te przyrządy zostały wykorzystane przeciw nim samym. Było prócz tego w obozie i na wozach pruskich wiele beczek wina, do których po pokonaniu wrogów zbiegło się umęczone trudami walki i letnim upałem wojsko królewskie celem ugaszenia pragnienia. Jedni rycerze gasili je czerpiąc wino hełmami, inni rękawicami, wreszcie inni butami. A król polski Władysław w obawie by jego wojsko po upiciu się winem nie stało się niesprawne i łatwe do pokonania […] kazał zniszczyć i porozbijać beczki z winem. Gdy je na rozkaz króla bardzo szybko porozbijano, wino spływało na trupy zabitych, których na miejscu obozu wrogów był niemały stos i widziano, jak zmieszane z krwią zabitych  ludzi i koni płynęło czerwonym strumieniem. Kończąc, należy dodać, że ówcześni mieszkańcy królewskich wsi starostwa ojcowskiego płacili czynsz zwany wojenne, tym samym finansowali wyprawę rycerza Jana Mężyka herbu Wadwicz.
  Zygmunt Krzystanek

 
Uratowane dzwony

 

Pragnę przedstawić Państwu wiersz, o tym jak mieszkańcy parafii Przeginia w 1916 r.  uratowali dzwony przed rekwizycją. Autorem wiersza jest pochodzący z Przegini brat zakonny, Stanisław Bigaj (zm. w 2007 r.) K. Tomczyk.

 

Opowiadał mi Ojciec
Dużo wieści miłych,
Jak kobiety przy wieży
Dzwony obroniły.

Potem z Ojcem mężczyźni
Nie mówiąc nikomu
W nocy dzwony schowali
W budowanym domu.

Różne były gadania,
Opowieści wiele,
Że już dzwonów nie będzie
W Przegińskim kościele.

Przed Świętami, cichutko,
Nie mówiąc nikomu,    
Mężczyźni się zebrali
Do ukrytych dzwonów.

W same Święta, ludowi
Nie chciało się wierzyć,
Że to dzwony tak dzwonią
Na kościelnej wieży.

Dlatego się cieszyłem
Z opowieści szczerze,
Jak rodacy z mym Ojcem
Zawierali przymierze.

Jacy byli uczciwi,
Bożych spraw wspaniali,
W pierwszą wojnę wrogowi
Dzwonów nie oddali


(Br. Stanisław Bigaj SDB, Krzyż moją miłością, Różanystok-Przeginia 2003, wiersz nr 9.)

 
O ratowaniu dzwonów podczas I wojny światowej.

Każdemu z nas dźwięk dzwonów kościelnych znany jest od najmłodszych lat, towarzyszy nam od samego początku życia, aż do jego końca. Dzwon kościelny używany jest zwykle do zasygnalizowania pory udania się do świątyni, aby wierni mogli uczestniczyć  uroczystościach i posługach religijnych. W przeszłości dzwon spełniał także funkcje alarmowe. Jego dźwięk zwoływał lud do gaszenia pożaru, do ratowania się przed powodzią lub napadem wroga. Dawniej był to jedyny sposób komunikacji, aby móc zgromadzić razem ludzi z najbliższej okolicy. Tak naprawdę o dzwonach mało wiemy. Są zawieszone wysoko, niedostępne i poczerniałe od starości. Często dzwony otaczają legendy, a  także ciekawe wydarzenia z nimi związane, o których wiemy niewiele lub wcale.

Takimi mało znanymi wydarzeniami są niewątpliwie akcje ratowania (ukrywania) dzwonów przed konfiskatą, które miały miejsce na terenie naszej gminy podczas I wojny światowej. Czteroletnia okupacja austriacka (1914-1918) przyniosła ze sobą masowe rekwizycje żywności i inwentarza żywego. Mieszkańców wsi zmuszono do oddawania kontyngentów (koni, bydła, świń, zboża, ziemniaków). Kiedy jednak w 1916 r. rekwizycją miały być objęte także dzwony kościelne, wywołało to powszechne oburzenie ludności. W wielu parafiach potajemnie zdejmowano dzwony i je ukrywano.

Tak też zrobiono m.in. w Racławicach, w Przegini, oraz w Jerzmanowicach. W parafii racławickiej w akcji ściągnięcia dzwonów z dzwonnicy oraz ich ukryciu brało udział 49 osób. Jak udało im się uśpić czujność żołnierzy austriackich, którzy stacjonowali na organistówce, tuż obok kościoła - tego nie wiemy. Władze austriackie na wieść o tym zdarzeniu zastosowały represje wobec parafian. Oddział żandarmerii, w liczbie około 100 żołnierzy przez kilka tygodni szukał ukrytych dzwonów, niszcząc przy tym dobytek miejscowej ludności. Przesłuchiwano i głodzono, a także bito gumowymi kańczugami chłopów, kobiety i dzieci. W obawie, że przesłuchiwani nie wytrzymają brutalnych metod śledztwa i wskażą miejsce ukrycia dzwonów – trzy razy przenoszono dzwony z jednego miejsca na drugie. Ogółem liczba pobitych mieszkańców parafii wyniosła około 40 osób. Pomimo tych represji żołnierze dzwonów nie znaleźli. Tym sposobem ocalały dzwony, z których najstarszy pochodzi z 1632 r., największy z 1872 r., zaś o  najmniejszym nie mamy informacji o dacie jego powstania.

Podobną akcję ukrycia dzwonów przeprowadzono także w parafiach: Przeginia i Jerzmanowice. W parafii przegińskiej, 28 sierpnia 1916 r. przed kościołem pojawili się żołnierze austriaccy, by zabrać dzwony. Tu czekała na nich grupa miejscowych kobiet i dzieci, licząca około 700 osób, która wszczęła z nimi wielką awanturę. Dzięki ich zdecydowanej postawie, dzwony nie zostały skonfiskowane. Ludność parafii wiedziała, że obowiązek zdania dzwonów ich nie minie, dlatego postanowili je ukryć. Akcję przeprowadzono w nocy z 16 na 17 października 1916 r. Dzwony ukryto w piwnicy budowanego domu. Uratowano przez konfiskatą 3 dzwony, z których najstarszy pochodzi z 1679 r. Podobnie jak w Racławicach, takie same przypadki brutalnego traktowania ludności odnotowano w Przegini.

Prawdopodobnie prześladowania dotknęły też parafian jerzmanowickich, którzy także ukryli dzwony.  Ówczesny proboszcz, ks. Piotr Noszczyk pisał do władz diecezji kieleckiej, że 29 sierpnia 1916 r. do Jerzmanowic przybył oddział żołnierzy austriackich  po dzwony, które nie zostały zabrane, bo parafianie wcześniej sami je zdjęli i schowali niewiadomo gdzie. Dzięki ich postawie uratowano dzwony pochodzące z lat 1545, 1548, 1871.

W parafii sąspowskiej w tym czasie dzwonów nie było. Zostały one rozbite podczas działań wojennych w listopadzie 1914 r., kiedy to kościół został uszkodzony, a dzwonnica spalona. Po zakończonych walkach, pod koniec 1914 r. – jak wspomina ówczesny proboszcz, Jan Sapiński, resztki rozbitych dzwonów mogli zabrać żołnierze austriaccy, którzy pojawili się w Sąspowie, by zebrać zniszczony sprzęt wojskowy, porzuconą broń i amunicję. Zniszczone dzwony pochodziły z 1633 i 1670 r.


(Więcej informacji o ukryciu dzwonów można się dowiedzieć z moich opracowań poświęconych dziejom wsi i parafii Racławice oraz parafii Przeginia).


Kazimierz Tomczyk

 
«pierwszapoprzednia12następnaostatnia»

Strona 2 z 2

Ciekawostki z przeszłości

Dawne wierzenia i zwyczaje

Statystyka strony

Użytkowników : 2
Artykułów : 281
Odsłon : 261040

Gościmy

Naszą witrynę przegląda teraz 11 gości